sobota, 31 marca 2012

terra... teraz...tera-peutycznie

Terapeutycznie to już niedługo będzie, gdyż terapia zakończy się w marcu 2013 roku i ja to oficjalnie już wiem.
I źle mi z tą wiedzą.
I wcale mi się ta data nie podoba, przesunęłabym ją w czasie o ... jakiś czas. Nie wiem jaki. Do takiego "wtedy", gdy będę się czuła gotowa na pożegnania. Na razie niczego/ nikogo nie chcę żegnać, odmawiam współpracy i schluss.

I oczywiście z tej okazji uruchomiła się we mnie cała lawina przemyśleń, odczuć, porównań, wspomnień i czego-tam-się-jeszcze-lawina-mogła-uruchomić.
Wspomnień... aż piosenka powstała. Zapodać? Aaaaa, zapodam....

tobie

Przemyśleń... że zasadniczo to X. mogłabym zawłaszczyć, zamknąć w szafie, wypuszczać w momencie, gdy mi się uruchomi tryb "emocjonalny" i gadać, gadać, gadać.... (bez limitu godzin i finansów).
Odczuć... głównie strachu przed "ręką w nocniku" i powtórką sprzed ćwierćwiecza, że znowu ktoś ważny, kto już zdążył mnie "oswoić" znika przedwcześnie z mojego życia, niezgodnie z naturalnym rytmem tej relacji, który wyznaczyłby moment odseparowania, ale nie tu, nie tak i nie teraz.
Porównań... że to trochę jak z porodem. Strasznie bolesna robota. Człowiek tkwi w takim "porodowym" nastroju, coś mu się tam po kawałku wykluwa, buduje się taki nastrój oczekiwania na Coś Ważnego Co Niedługo Się Wydarzy - i czasem się wydarza (nie śpię, płaczę, wyciągam wnioski, piszę...), czasem nie. Tyle, że poród jest ograniczony w czasie, a ja tak rodzę dwa lata z górką... i koniec wprawdzie widać, ale nie jestem pewna, czy się 'opróżnię' do końca przed tą datą, a nie ma żadnego odpowiednika próżnociągu czy kleszczy, albo cc w terapii. I wiem, że już nigdy więcej nie chcę tak rodzić w bólach kolejnych myśli i uczuć. Nigdy więcej nie chcę tak etapowo oswajać kolejnego człowieka, wpuszczać go w najbardziej prywatne zakamarki swojego życia, by go później żegnać. Nie dam rady.