środa, 29 lutego 2012

Nie umiem przyjmować pomocy. Nowe odkrycie. Zupełnie nowe. 
Że nie umiem chwalić się problemami, takimi prawdziwymi i trudnymi, już odkryłam wcześniej. 

Ad. rem.: Z kasą mamy tak cienko, że aż srać nie ma czym. Tłumaczeń mniej, są drobne pisemne, konferencji do kwietnia zero. W styczniu pisemnych zrobiłam za 650 PLN (tak, tak, nie uciekło mi ani zero z tyłu ani nic z przodu). Gnój, piwnica, a nawet niżej. 


No i dzwoni do mnie kumpela z pytaniem, czy zjemy razem szczawiówkę (ona lubi, a ja umiem zrobić wg przepisu babci, no i dożywotnio szczawiówkę jestem jej krewna). No to się migam, że średnio itp. W końcu wyartykułowałam w czym rzecz. - Przyjechała, przywiozła do szczawiówki ziemniaki i czosnek (resztę miałam), oraz 2 tys pożyczyła. Uff, rata za chatę spłacona, z lekkim poślizgiem, ale zawsze. 


Druga kumpela zadzwoniła - przypomniała sobie, że w dobrych czasach dałam jej 300 PLN (tj. ja to uznałam za "dałam", bo ona mi na spłaciciela kiepskiego wygląda) i chciała spytać, czy aby teraz ja nie potrzebuję czegoś. No i jak wyartykułowałam, że chyba jednak potrzebuję, to mi przelała 160 PLN. 

A czarę przelała moja matka. Dzwoni z pytaniem, czy jeszcze mamy z czego żyć. Odp: Yyy, w sumie tak, choć niekoniecznie... Na co ona, że ma wyrzuty sumienia wobec mnie, że w zasadzie nigdy mi nic konkretnego nie dała no i w zw. z tym da mi 5 tys teraz, za ok tydzień jak zorganizuje, a dodatkowo świniaka chce kupić od kogoś, ogarną go i elementy gotowe dostaniemy do zamrażary. Zatkało mnie i mówię jej, że ja się bardzo dziwnie czuję w roli przyjmowacza pomocy, zwłaszcza od niej, na co ona, że teraz farmacja kiepsko przędzie, lekarze cienko przędą z okazji nowej ustawy, wszyscy oszczędzają, no to zapewne głównie na mnie będą chcieli oszczędzać (prawda, niestety, co odczuwam od zeszłej jesieni), więc mam brać i nie gadać, bo trzeba godziwie żyć, kredyty spłacać i nie kraść. 

I, kurde, runęła moja pieczołowicie pielęgnowana teoria o tym, że wszyscy mają mnie w dupie i że jak sobie sama nie pomogę, to nikt mi nie pomoże oraz że na nikogo nie mogę w życiu liczyć... 

I dziwnie mi z tym... za gardło ciśnie, a zużycie chusteczek wzrosło. 


A poza tym od września ruszam szkołę językową. W sumie miałam to zrobić w ub. roku, ale nam nie wyszła współpraca franczyzowa (i chwała Bogu, że się z tego wymiksowałam zanim podpisałam), a na promocję swoich działań nie było już czasu. Więc robimy w tym roku i mamy nadzieję, że to zapewni jakiś regularny dochód. Chłop już rączki zaciera, bo on głównie będzie się tym zajmował od strony praktyczno-logistycznej, ja tylko na rozruch polatam po szkołach, a potem tylko metodykę będę ogarniać. 

No i poprosił, żebym go zameldowała tutaj (jest zameldowany w mieszkaniu swojego ojca) & jak szkoła wypali, to zatrudniła na cały etat. 

A ja się poryczałam, że się boję, bo teraz to mam na niego smycz ekonomiczną, a jak go dopuszczę tak blisko, to wydrze mi połowę tego co mam i pójdzie w cholerę i już go niczym nie zatrzymam.... Na co on stwierdził, że nie jest ze mną z przymusu, bo ma na tyle wy....ane na wszystko, że spokojnie mógłby żyć jako kloszard, byle w dupę było ciepło. Jest ze mną, bo mu ze mną nie jest źle i fascynuje go robienie różnych rzeczy razem. I marzy mu się awans ze stanowiska sprzątacza tłumacza i kucharza tłumacza na współtwórcę szkoły. Oraz że nie zabierze mi połowy ani nic w ogóle i nigdzie się nie wybiera, więc nie ucieknie. 

Nie ucieknie...?

3 komentarze:

  1. E tam ucieknie.
    Jestem bardzo zaskoczona tym co zrobiła twoja matka, znaczy się,mile zaskoczona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. Jestem tu pierwszy raz. Przywędrowałam i zostanę u Ciebie jesli pozwolisz, będe zaglądać. Serdecznie pozdrawiam:) Mar

    OdpowiedzUsuń