piątek, 11 listopada 2011

05.01.2008

05 stycznia 2008
No i dół, po nim mix, po nim górka...... itp. itd. Akcja pt rozwód, ja nie mogę... 10 kolejnych "poważnych rozmów: nt niezgodności charakterów, braku porozumienia, dobrej woli i takich tam... w końcu stwierdzenie moje "nie jestem szczęśliwa w takim układzie, jeśli to ma tak funkcjonować, nie mam sił..." i małżowe "wszystko mi jedno, jest mi obojętne - wszystko - nawet ty" oraz "dobra, już cię nie kocham, to chciałaś usłyszeć to masz!!!"... Dosyć... ciężko... zbyt ciężko... kilka okiennic porąbałam do palenia w kilka minut...uwielbiam siekierę... wieczór drętwy.... ja zrobiłam przemeblowanie (notabene nawet fajne), A. po powrocie z pracy spytał, czy już jest spakowany, przedstawił mi propozycję rozliczania tłumaczeń, zaproponował 1000 zł alimentów "na gębę" i oświadczył, że jest gotów się wynieść. Spytałam, czego on tak naprawdę chce i wówczas padło owo pamiętne cytowane na początku stwierdzenie.

Happy end? Nie wiem, nie sądzę, nie wierzę... bo nie jestem naiwna. Na pewno chwilowo zaleczone. Dlaczego? Bo... bo faza mi się zmieniła. Szlagggg......... moje poważne problemy (MPP) są w dużej mierze zależne od bujających mną afektów? Ależ to nonsens! Przecież w tej sytuacji nie byłyby moimi poważnymi problemami... tylko snem wariata. A może to właśnie jest sen wariata? Ja już nic nie rozumiem...

Plany anyway są następujące: w pon telefon w sprawie terapii rodzinnej... wolę żeby ktoś obiektywny widział moje problemy przez pryzmat inny niż moje (nasze?) fazy. A w ogóle to może ktoś wie, na ile fazy małża są fazami a nie wredotą wrodzoną (WW) vel nabytą (WN)?? Ewentualnie w odwodzie jeszcze kilka rozwiązań... ale i tak wszelkie przesłanki sugerują, że źródłem problemów małżeńskich jest.... jasssssny gwint... mania któregoś z nas bądź mania obojga. Ot, co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz