piątek, 11 listopada 2011

Facet /pisane bodaj w marcu 2004/

Tak sobie myślę o tym, jaka to ze mnie głupia baba. Poplątana jak sam sznurek. No dobra, spuszczę z tonu - chora nie głupia. Mam świadomość tego że gdyby nie choroba patrzyłabym na pewne fakty zupełnie inaczej i nie byłyby one powodem do płaczu: spławianie tego czy owego, udawanie kretynki nieświadomej zamysłów innego, telefon z pracy z uprzejmym pytaniem "Mam nadzieję, że nie wróci pani przed wakacjami?" i wiele innych. Płaczę nad swoim małżeństwem. Czy ono przetrwa? Czy da się żyć z kimś takim jak ja?? Czy damy sobie szansę kiedy wrócę??? Czy coś nas jeszcze łączy???? Ostatni weekend pokazał, że tak - przyjaźń, a to chyba niezła podstawa. To dziwne, ale potrafię gadać z własnym mężem o innych facetach, którzy mnie ewentualnie kręcą i nie dostać w pysk. On jest dla mnie za dobry. Później kochaliśmy się jak nigdy dotąd. Cztery orgazmy w dziesięciominutowych odstępach. Wielkie, kosmiczne, wstrząsające przeżycie. Myślałam, że takie rzeczy istnieją tylko w wyobraźni autorów romansów, dopóki nie odczułam czegoś podobnego na sobie. Polecam.

Co do przyjaźni o której pisałam wcześniej, to z najlepszym kumplem też można iść do łóżka, i tak chyba jest z nami. Ani cienia romantyzmu. Aż dziw bierze, że kiedyś był. Nie tyko to. Wiem, że kobiecie nie idzie dogodzić, ale mam wrażenie, że muszę zaniżać swój poziom intelektualny, żeby dostosować się do A. Zero motywacji do dalszego rozwoju. I to było to, co lubiłam w Zbyszku - był, a raczej nadal jest, niesamowicie inteligentny. Moja matka twierdzi, że mnie rzadko kiedy podoba się facet, a najczęściej zawartość jego głowy. Nie darmo pisałam wcześniej, że maska Karolinki-córki, to tylko charakteryzacja. Myślałam, że z pojawieniem się A. to się zmieniło. Nic z tych rzeczy! Ciepełko jest fajne, ale szlafrok i kapcie to nie moje życiowe cele. Ja nie chce zaniżać poziomu przez następne 50 lat i zawsze być najgenialniejsza w otoczeniu. Nie chcę!!! Niech się znajdzie ktoś, kto mnie będzie prowokował do bezustannego wysiłku umysłowego, podwyższania kwalifikacji, dla kogo zechcę skończyć te cholerne studia, bo - jak narazie - choroba skutecznie mi w tym przeszkadza, a nic nie pomaga. A gdyby tak jeszcze parę innych cech porządnego faceta, to.... byłoby miło, ale ja już jestem zamężna. Rozwiązła ze mnie larwa.

Pierwsze, co mnie dziś obudziło, to piosenka "Gimme gimme". Smutek i czarny dół przede mną. Tak dobrze bawiliśmy się z dzieciakami przy tej piosence i już nigdy, przenigdy tak nie będzie. Poza tym, gdybym nie była chora, patrzyłabym na to zupełnie inaczej. Więc czemu pozwoliłam sobie na tę chorobę?? Poza tym moje sny pokazują ostatnio jaka naprawdę jestem i na czym mi zależy. Dziś np. śnił mi się kolega z podstawówki, że dla pies wie jakich wrażeń z nim rozwiodłam się z mężem i jeszcze bezczelnie szukałam z A. sukienki na nowy ślub. Wiem, jak go te wszystkie moje gadki bolą. On jest zbyt dobry. A ja jestem modliszką. Albo zupełną wariatką. Tak czy siak, kara śmierci albo izolacja. Nie zasłużyłam na śniadanie, na obiad też nie. Zjem dziś tylko kolację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz