piątek, 11 listopada 2011

27.12.2007

27 grudnia 2007
... ciszy i spokoju względnego :) odzywam się, wyjazd do Czech zaliczony:nogi po nartach całe, głowa po piwie nie boli, było fajnie, na luzie, hotel do bani, ale to szczegół, grunt, że dobrze karmili... Ogólnie in plus.

Poza tym mixed states, tak zwane, czyli nie wiadomo co. Buju w górę i zanim zdążę się zorientować - buju w dół. Ała, pupa boli... I w dołach się zabijam, w górce mam 1500 pomysłów, natomiast w przerwach pomiędzy fazami (a z w/w składa się głównie mój czas) wściekam się na wszystkich i wszystko. Wrzeszczę, klnę, chcę pobić... do bani z takim życiem.

Oprócz tego - Duża ma skierowanie na oddział dzienny - z dgn. "Obserwacja ChAD w warunkach klinicznych". Szkoda, że dzienny. Żałujemy wszyscy - ona sama zarzeka się, że będzie błagać swoją dr o zmianę kwalifikacji na całodobowy, my żałujemy nieco bardziej po cichu, ale jednak - perspektywa kilku miesięcy z tylko jednym dzieckiem jest niezwykle kusząca, a wygląda na to, że przeszła nam koło nosa... Coby sprawę nieco ubarwić, dodam, że Duża jest jeszcze bardziej opozycyjno-buntownicza niż zwykła dotychczas być, stawia się bardziej, ostrzej, głośniej itepe, coraz bardziej rozkojarzona, nie słyszy (?) co się do niej mówi, nie rozumie (?) poleceń, nie mam pojęcia w gruncie rzeczy, co jej jest. Wiem, że tego nie zniosę. O, nie! Ani minuty dłużej. Aż momentami, żal, że to dziecko jest moje, bo ona się.... no po prostu głupia się wydaje! Moja córka!! Kto by pomyślał!!! Dziewczynka, z takim potencjałem. Przecież to niemożliwe, żeby ten potencjał nagle diabli wzięli, ot tak! Nie chcę, żeby się zmarnowała, nie skończyła szkoły lub skończyła ją miernie... żeby skończyła jako ekspedientka w markecie z odmrożonymi dłońmi albo sprzątaczka w biurowcu, którą nie stać na sztuczną szczękę... Niech mnie ktoś obudzi, proszę!!! Tak się nie godzi torturować już chorego człowieka jakimiś idiotycznymi koszmarami sennymi...

Wracając do mojej wnerwliwości (uroczy neologizm, nieprawdaż?) - zaczęłam perfidnie cieszyć się z prowokowania innych. Gdzie? A chociażby na forum. Rzucam kij w mrowisko i zacierając ręce obserwuję, jak mróweczki się wokół niego miotają, plują i szarpią, obrzucając iście nie mrówczymi a świńskimi wręcz inwektywami... I nawet na biednego G. niedawno nawrzeszczałam, jakby miał zbyt mało problemów beze mnie... Normalnie inna ja - "coś" w mojej skórze, takie niekontrolowane, nieokiełznane, wybuchowe "coś". Dobrze przynajmniej, że "coś" zwiększonego zapotrzebowania na seks (a zwłaszcza na seks z cudzesami) nie zdradza, bo bida.... Nie, w tej dziedzinie owo "coś" zasłużyło na pochwałę, jest dość przyzwoicie OK i niechże tak zostanie. Amen.

Z różnych takich dziwnych niniejszym łamię zakazy wszelkie i robię reklamę specyfikowi medycznemu o wdzięcznym a enigmatycznym imieniu Depakine Chronosphere. Jest to złamaniem zasad wszelakich, albowiem prawo w której-tam-kolwiek RP nie zezwala na reklamy farmaceutyków w pełnym tego słowa znaczeniu. Znaczy, znaczeniu słowa "farmaceutyki" a nie "reklama". Wobec powyższego z lubością zakaz łamię, informując wszem i wobec, iż Depakine Chronosphere 500, którą to przyjmuję od tygodnia jest wspaniała i cudowna zarówno z jogurtem, jak i z sokiem oraz oranżadą. Sam fakt jej przyjmowania w takiej postaci stanowi cudowną odmianę od białych podłużnych tabletek palących przełyk ogniem nieugaszonym i posiadających unikalną zdolność stawania kołkiem w gardle i wywoływania chronicznej zgagi, trwającej średnio do momentu przyjęcia następnej tabletki (która to tabletka znowu wywołuje zgagę... i tak dalej). Nie ujmując nowej postaci leku właściwości terapeutycznych, z punktu widzenia regularnego pożeracza tegowoż, skupię się na właściwościach smakowych. To jest bez smaku!!! I to jest piękne. To jest rozpuszczalne... a, nie, tu już bym przegięła - to się da rozmieszać z jedzeniem vel piciem, i nie wpływa na zmianę smaku spożywanej papki. Vivat zatem Depakine Chronosphere - i niech nas stabilizuje :)

I Ketrel mam także - smakuje, a jakże (och, poezję we mnie wyzwala moc leków, no proszę...). Poza tym, że smakuje, to przede wszystkim u.s.y.p.i.a :) i o to chodziło. Albowiem nie śpię. No, nie to, żeby wcale... Ale sypiam po 4-5 godzin, a to chyba nie jest norma dla mojego wieku (jeszcze ciągle 25 lat przez kilka dni). I wczoraj po 1 tabletce 25 mg Ketrelu lulnęłam się po 20 minutach jak dzidzia na dobre 8 godzin. I wyspałam się. A raczej wyspałabym się, gdyby nie okrutny ból całego ciała, który nie pozwala(ł) mi się ruszać sprawnie. A ból zawdzięczam... w gruncie rzeczy chyba sobie samej. Zachciało mi się 24 b.m. uprzątnąć podwórko - zasadniczo czas najwyższy, bo syf jak się patrzy, drwa porozwalane jakkolwiek... psie kupy (o ironio losu, przecież nie mamy psa!), czas mu było. W dwie czy trzy godziny uprzątnęłam całość - jest pięknie, ale na drugi dzień, i na trzeci - o matko i córko.... Jedyna nadzieja to ta, która się jeszcze tli, że może moje -XS w biuście zamieni się na XS bez minusa....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz