piątek, 11 listopada 2011

17.12.2006

Megalomania

Ja... człowiek ponadprzeciętny, niezwykły.
Jestem... niezwykle utalentowana, silnie zmotywowana, błyskotliwa, inteligentna.
Mam... wielkie plany i wielkie idee, które zapewne kiedyś zrealizuję.
Tylko... dlaczego nikt nie chce tego dostrzec???

Piszę tak i piszę....

Ileż można w ciągu krótkiego wieczora, ale tak naprawdę jest to przykrywka dla tekstu, który nijak nie może ze mnie wyjść, dla rzeczy o których wiem, za które się obwiniam i o których nie chcę, czy raczej nie potrafię, nie mogę po prostu mówić. Dla rzeczy o których próbowałam powiedzieć własnemu mężowi bardziej w kontekście "wiesz, nie jestem pewna czy mi się to wydaje, czy to prawda, ale chyba..." i które on skwitował "a nie możesz G. zapytać??" A skąd G., psycholożka znająca mnie stosunkowo od niedawna może o tym wiedzieć?? Ale ja już teraz wiem, jestem pewna. Byłam molestowana seksualnie w dzieciństwie.

Pomyślałam sobie właśnie, że Chore Myśli straciły swój pierwotny, edukacyjny charakter. Na początku pisałam z poczucia misji bo 'kiedyś komuś pomogę zrozumieć', teraz komunikuję się z otoczeniem przez bloga. Po prostu rzucam komuś linka i tyle. I już wiedzą.

Co do wielkich idei z poprzedniego wpisu, jest ich istotnie kilka. Bardzo chcę kiedyś zrealizować pewne plany wydawnicze, tj. wydać Chore Myśli z komentarzem, coś na kształt piśmiennictwa Kay R. Jamison, stworzyć serię podręczników do Professional English, z przystosowaniem do polskich realiów (dla techników, liceów zawodowych, studiów pomaturalnych - wszędzie tam, gdzie muszą mieć język obcy zawodowy przez semestr lub dwa, a nie mają z czego go uczyć) i podręcznik Gramatyka Angielska dla Kłapouchego, gdzie raz na zawsze rozebrałabym na części to, czego co niektórzy nie potrafią rozebrać na części. Chciałabym też rozkręcić firmę - docelowo 100 grup robionych przez zewnętrznych lektorów. W tym ja okresowo trochę ucząca (nadzór metodyczny), trochę tłumacząca (ustne), i dużo odpoczywająca. Póki co, tyle.

Aha, zdaje się że dwa czy trzy dni temu chwaliłam się komuś że gdy zapomnę o seksie to mogę tak sobie nie pamiętać ruski rok. Wobec tego oświadczam wszem i wobec, że uległo to zmianie. I to tak dziwnemu przekrętowi, że taksuję każdego faceta napotkanego... no, prawie każdego, oszczędzam żuli i palaczy przystankowych, a własnego męża... hm, tak średnio. Martwi mnie to, bo pamiętam sytuację sprzed 2 lat aż nazbyt dobrze i nie chcę powtórki. A uczniowie moi obecni to prawie sami mężczyźni, wszyscy po 30stce czyli z hipotetycznym ryzykiem wystąpienia tzw midlife crisis, kiedy to kobiety (jak to brzmi) w moim stylu są mile widziane. I każde zajęcia 1:1. Pamiętam też (i to akurat plus) że mam z mężem dżentelmeńską umowę, że jeśli gdzieś kiedyś w niepowołane miejsce mnie nogi poniosą,to jeśli choć na ułamek sekundy oprzytomnieję, mam do niego zadzwonić,i on nie będzie ani krzyczał, ani dopytywał o szczegóły, tylko mnie stamtąd zabierze szybko. Mam nadzieję, że nie będę musiała nigdy z tej opcji korzystać. A swoją drogą głupie to uczucie, gdy w poczuciu jako takiej świadomości z umysłem dzieją się dziwne rzeczy. Tzn. wiem co mi jest, umiem to nazwać i zdefiniować jako efekt działania choroby, a jednocześnie to się dzieje i ma wpływ na moje postrzeganie sytuacji. Zakręcone ale prawdziwe. Zadziwiające i straszne. Idę spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz