niedziela, 13 listopada 2011

09.02.2008

Taki prywatny dzień sądu - nasz rodzinny. Trwa od środy. Jak to było? Wszystko po kolei...

Więc we wtorek po zebraniu miał do nas przyjść Bliźniak, to było uzgodnione od dość dawna. Sęk w tym, że mi kompletnie wyleciało z głowy, że A. w środę rano jechał na lit. Projekt był taki, że 
Bliźniak zostaje na noc. A. oczywiście ani mru mru, że mu cokolwiek nie pasuje itepe. Wobec powyższego po imprezce, w/w zanocował. Wstaliśmy wszyscy rano, śniadanko (A. na czczo, więc nie uczestniczył, w trakcie wyszedł na pociąg), śniadanko dokończyliśmy, trzeba było wyprowadzić Dużą do szkoły i na trasie do szkoły Bliźniak się urwał na chatę.

Małżonek wrócił i zaczęło się. A dlaczego, a jak tak można, a gdybym zadzwonił tu czy tam, to mielibyście. A ja: no dobra, sorry, pełna pokora, ale gdzie ty miałeś aparat gębowy. Bo aparat się owszem odnalazł, ale po powrocie i wydarł się na mnie z całą siłą tegowoż. No i się wkurzyłam na maxa. Bo jak tak można: wszystko załatwiać krzykiem i poniewczasie, bo oczywiście moim świętym obowiązkiem jest odgadywanie życzeń jaśnie-szanownego-pana jeszcze zanim w/w sobie sam to życzenie uświadomi. I w podobny deseń życzenia mają odgadywać nasze małoletnie Potomki. Bo jeśli nie, to Wielka Gęba będzie się drzeć. Kurna, jak w rodzinie alkoholika... O nie, nie pozwolę, żeby tak traktowano mnie i Potomki. Nie zrobię ofiary ani z siebie, ani z nich. No i swoją drogą, o odpowiedzialności słówko padło również. A właściwie o nie braniu odpowiedzialności za nas. Znaczy, biorę ją w praktyce ja, natomiast nie tak miało być. I informacja, że jeżeli to się nie zmieni to 1) pójdę sobie, bo nie wyrobię 2) pójdę sobie, bo nie zamierzam ryzykować bezpieczeństwa własnego i dzieci i 3) przyczyną pójścia sobie nie będzie facet - ten ów czy tamten - tylko brak odpowiedzialności aktualnego egzemplarza faceta.

W następnej kolejności rozmowa z Bliźniakiem - że ok, faktycznie nikt się specjalną zdolnością myślenia nie wykazał, i że w sumie małżon może się wkurzać, aczkolwiek powinien był jadaczkę uchylić od razu. A przy okazji się wyżaliłam na całokształt sytuacji - ulżyło mi. Ciekawe, czy wujki zareagują na słowo skargi... czy coś zrobią... mogliby.

Aha, w rozmowie z szanownym małżem dowiedziałam się że 1) ok, z krzykiem problem jest oraz 2) odgadywanie życzeń to mój prywatny wymysł i on w życiu nie zamierzał nikogo tak traktować a także 3) moje relacje z Bliźniakiem stanowią dla niego problem i 4) aczkolwiek bardzo Bliźniaka lubi i chce się z nim przyjaźnić, odwiedzać itepe, to wkurza go to jak JA na niego patrzę i takie tam... i zostałam postawiona przed koniecznością udowadniania własnemu mężowi, że nic nie mam do innego faceta, bo "jeśli on będzie nadal miał takie wrażenie, to będzie się tak zachowywał". Kurka siwa, czy ja odpowiadam za cudze paranoje? Słyszałam już, od matki zresztą, że jestem winna za grzechy całego świata, ale żeby jeszcze paranoje wariata...? Tego już za wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz