piątek, 11 listopada 2011

Happy End

Nie umarłam. On mi nie pozwolił. Był przy mnie. Walczył ze mną, by wyrwać mi z garści tabletki. Znalazł list na dysku, wysłał go temu trzeciemu forwardem z odpowiednią przestrogą. Decyzja podjęła się sama: razem to zepsuliśmy, razem to naprawimy. Decyzję podjęłam ja: idziemy do starszych. Nie ma co robić balu maskowego z rzeczy świętych. Spełniłam 4 postanowienia, które w ramach terapii zalecił mi G. Udało się. Starsi pomogli nam skutecznie, dyskretnie i serdecznie. Jesteśmy razem. Żyjemy. Mamy dwoje dzieci. Ja nadal choruję. Życie dopisuje ciąg dalszy tego bloga...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz