piątek, 11 listopada 2011

25.02.2007

Za dużo w głowie. Zdecydowanie za dużo. Słucham Basi Trzetrzelewskiej i po raz tysięczny odkrywam, jak bardzo jej piosenki wkomponowują się w mój pogmatwany życiorys i jak świetnie oddają moje stany. Oto przykład:

"I'm through with love
it's only a madness
i've finished with bliss
this torment was never my joy
who needs a heartbreak
don't want anybody to call my own...
but when you're near
the sweetest sensation
takes over my heart
i feel like i'm losing control
these moments of weakness
allow me a glimpse of heaven"
I tak podobnie ja się czuję... chociaż ciężko się przyznać. I wiele razy zastanawiałam się, dlaczego zdarzyło mi się to, o czym mówi zwrotka...
"but i've been so strong
can it be true
it's like a mystery to solve
for you broke my resolve
now i'm fighting i try
but i cannot deny
that i could really go for you"
I też się zastanawiam często (szczególnie w manii)
"why should i resist 
something i've always missed
what's the point in my pride
if i cannot deny
that i could really go for you"
Wnioski są każdorazowo takie same: to trzeba zwalczyć, niezależnie od ceny... idę zatem w poniedziałek do psychologa, bo potwory z przeszłości w osobie S. brużdżą mi w życiu niesamowicie....

Gorzej niż źle...

To dzień dzisiejszy. Zmian już nie wiem ile, bo co chwilę... Ciężko określić, w jakim stanie znajduję się w chwili obecnej, bo w mgnieniu oka sytuacja zmienia się drastycznie. Zaczęło się przed zebraniem. Doszłam do wniosku, że na pewno z małżem zginiemy w Armagedonie, więc nie ma się po co starać - cała służba, czyste życie, dobre uczynki wszelkiego kalibru, studium, zebrania i przygotowanie do nich -to jeden wielki pic na wodę. W naszym przypadku, a przynajmniej w moim, bo jestem w sercu tak skrajnie niegodziwa, że na przeżycie szanse równe zeru. Wtedy małż zaoponował sugerując, że wobec tego ze względu na dzieci powinniśmy... Ja na to walnęłam przykładami biblijnymi - dzieci co zginęły w potopie, w Sodomie i Gomorze itp, ze względu na rodziców, niezależnie od tego jakie były same dzieci... i że bracia (nie literatura, bo tam nie znalazłam, a przynajmniej nie pamiętam, abym znalazła) mówią aż nader często, że od decyzji rodziców zależy przyszłość dzieci, więc tak naprawdę wydaliśmy wyrok na nasze dzieci w momencie powołania ich do życia, bo zostały zrodzone z dwójki niegodziwców.

A potem doszłam do wniosku, że tak naprawdę całe to zagadnienie jest dosyć enigmatyczną sprawą i chyba tak naprawdę nie zostało dobrze zrozumiane do końca... I to zmartwychwstanie dzieci nienarodzonych, i zagłada dzieci w wyrokach Bożych, plus ich ewentualne zmartwychwstanie... dlaczego ktoś śmie się wypowiadać w tej sprawie zanim ją zrozumie do końca??? Bo przecież nie może tak być jak mówią, bo wówczas Bóg naprawdę byłby bezduszny i okrutny. Skoro moje poczucie sprawiedliwości buntuje się przeciwko takiemu rozwiązaniu sprawy, to o ileż bardziej Boskie poczucie sprawiedliwości się przeciwko niemu buntuje, skoro jestem uczyniona na Jego obraz i podobieństwo i Jego przymioty odzwierciedlam w niewielkim stopniu w sposób rażąco niedoskonały...??? I w takim nastroju udałam się na zebranie.

Zebranie to dwa spadki nastroju i dwie max górki - z agresją na szczycie fazy. Zero możliwości koncentracji i skupienia uwagi na tym, co się tam mówiło i działo. W pewnym momencie pomyślałam sobie, że mnie chyba demon jakiś opętał, skoro tak mi się na zebraniu dzieje. Agresja ewidentnie wzrosła. Zamknęłam się w biblioteczce i siedziałam tam, aż A. z dzieciakami się wyszykowali i wybiegłam szybciutko za nimi. Po trasie zaliczyłam dwie konwersacje: wchodząc do biblioteczki spotkałam S., warknęłam krótko "wyjdź stąd i zamknij za sobą drzwi". Posłuchał bez słowa. Potem przyszła M.. Pyt nr 1: Jest tu S.? "Nie" A czy M. jest z tobą w grupie? (k****, bo ja mam teraz siłę o M. myśleć...) "Nie" O, widzę że masz nową fryzurę. Ładnie ci. "Dzięki" Źle się czujesz? "Tak" A mogę ci jakoś pomóc? "Nie" W tym momencie nadszedł A., zwabiony otwartymi drzwiami do biblioteczki. M. - powiedział - daj spokój...  I ja jeszcze dodałam "Najlepiej wyjdź stąd" Poszła. Ufffffffff, nie sklęłam jej, choć mało brakowało.... W ogóle wychodząc z sali miałam ochotę powiedzieć "Do widzenia, k**** wasza mać". Zamiast tego nie powiedziałam nic.

Chcę psychologa. Chcę studium. Najlepiej studium z psychologiem. Niech  ktoś oddzieli mnie od choroby, chorobę ode mnie, zepsucie od walki ze sobą i takie tam.... Chcę wizytę pasterską. Chociaż, zapewne, nic to nie da. Nic nie da, bo oni się nie znają. Albo mnie wykluczą od razu, jak powiem o co chodzi albo dam przedtem pracę domową w postaci odczytania tego bloga. A. w tym momencie się uśmiał szczerze i zaproponował żebym może od razu posłała J. sms-a z informacją, że jest frajer :)) To tak na zasadzie zajączka co szedł do lisicy patelnię pożyczyć i dywagował czy mu lisica pożyczy i jak chętnie. Na koniec rozmyślań wyszło mu że nie pożyczy zdecydowanie i gdy tamta otworzyła drzwi nasz bohater podsumował ją na wejściu "A wiesz co lisica? Ty se tę swoją patelnię w dupę wsadź".

Tyle na razie.... zobaczymy jak długo wytrwam... boję się że zrobię coś złego: albo się puszczę, albo napiszę list do braci jakiś obrazoburczy... nie wiem. W każdym razie zrozumiałam dzisiaj dwie rzeczy. 1) Dlaczego ludzie dają się tak jak te durne owce ponieść chorobie i lecą gdzie ich zawieje. Otóż dlatego, że tak jest najłatwiej. Jak się z życiem nie bijesz to ono cię nie smaga. I wtedy nic nie boli, a ponieważ nas ChADowców ogólnie boli, to przynajmniej ten ból jest mniejszy, ewentualne zaś wyrzuty sumienia z tytułu wyczynów trwają tylko tyle co faza jakiejkolwiek przytomności, więc chwalebnie niezbyt długo. Ja walczę więc boli mnie dziesięciokrotnie bardziej. Walczę ze sobą, ze skłonnościami własnymi, z emocjami, z popędami, napędami, dołami, myślami... I dlatego zrozumiałam kwestię nr 2) Dlaczego niektórzy popełniają samobójstwo. Bo to boli tak bardzo, że samobójstwo to po prostu pewna forma eutanazji, skrócenia cierpień które są człowiekowi pisane do końca życia w opcji "z dnia na dzień coraz gorzej". I zaczynam się poważnie zastanawiać, czy się na taką formę eutanazji (czy jak kto woli, ze społecznego punktu widzenia, eksterminacji nieprzystosowanych) nie zdecydować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz