poniedziałek, 7 listopada 2011

Retrospekcja - liceum

W liceum postanowiłam lekko przystopować jeśli chodzi o działalność społeczną na terenie szkoły. Minęły bezpowrotnie czasy akademii, gazetek szkolnych, kabaretów itp. Nikt nie był w stanie namówić mnie choćby na zwrotkę wierszyka w spektaklu itp. Zaangażowałam się za to bez reszty w działalność religijna. W pewnym momencie przez rok spędziłam w działalności kaznodziejskiej jako Świadek Jehowy ok. 1000 godzin. Średnio miesięcznie w pozostałym okresie około 20 godzin. Oprócz tego zebrania, sprzątanie Sali Królestwa, pomoc przy przygotowywaniu większych zgromadzeń. Wtedy posypało mi się zdrowie. Bóle głowy, które znałam już wcześniej, stały się nie do zniesienia, układ trawienny odmawiał posłuszeństwa, liczne schorzenia ginekologiczne unieruchomiały mnie raz na jakiś czas i powodowały konieczność częstych hospitalizacji. W końcu zaczeły mi drętwieć ręce i nogi, pojawiły się kołatania serca. W tym momencie poddałam się i zrezygnowałam ze wzmożonej działalności. I wtedy właśnie, w gabinecie kardiologa po raz pierwszy padła fraza: "zaburzenia na tle nerwowym". Serce było zdrowe. To psychika nie dawała sobie rady. Potwierdziły to później badania neurologiczne i gastroenterologiczne. Ale nie było siły, która zaniosłaby mnie do psychiatry. To słowo nie istniało w słowniku moim, a tym bardziej w słowniku mojej mamy, więc w tej kwestii osiągałyśmy pełne porozumienie. Z fachowej pomocy zaczęłam korzystać dopiero w czwartej klasie liceum, kiedy to na dźwięk słowa "matura" dostawałam rozstroju żołądka. Przy okazji wykonywania testów przydatności do róznych zawodów, poprosiłam o konsultację. Chodziłam tam przez cały rok. Co mi to dało??? Chyba sporo. Nauczyłam się analizować siebie. Wiedzieć, kiedy powiedzieć dość. Spojrzałam właściwie na uczucie do sporo starszego od siebie faceta i ewentualną przyszłość takiego związku, co wyleczyło mnie z tego dość skutecznie. Podniosłam swoje poczucie własnej wartości poznając swoje IQ. Spróbowałam zwizualizować egzamin ustny z angielskiego i zaczęłam mówic (szczęśliwie psycholog znała ten język na poziomie średniozaawansowanym i mogła mi pomóc rozmawiając ze mną po angielsku, stąd część terapii odbywała się w tym języku). Terapię przerwałam zdając maturę, dostając się na studia i podejmując pierwszą w życiu wymarzoną pracę w szkole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz