piątek, 11 listopada 2011

12.01.2008

12 stycznia 2008
Jak Danuśka z Krzyżaków normalnie, boję się i boję się... i tak w kółko. A tak zupełnie serio to niedzielno/poniedziałkowe włamanie do samochodu nieźle mną tąpnęło. Dobrze, że M. była w momencie gdy to odkryłam, bo bym zawału dostała... Aczkolwiek fakt, że mniej-więcej wiem, kto za sprawą stoi i że chodzi o jakiś durno urażony honor sprawcy kolizji, w ogóle mnie nie pociesza. Wręcz przeciwnie - facet się dość ostro odgrażał. Na tyle ostro, że obawiam się, że na jednorazowy, rozwaleniu szyby się nie skończy... Nieśmiało się zastanawiam czy podwykonawcy tego pana nie zechcą złożyć nam wizyty w domu... Oby nie. Profilaktycznie po zmroku cały czas ktoś w domu jest i światło się świeci przez całą noc w pokoju. A ponieważ dzisiaj jestem sama z dzieciarami, boję się podwójnie. Nie śpię, albowiem "strzeżonego..." podobno i takie tam... Co chwila świecę latarką na podwórko, wyglądam przez próg, włączam muzykę w mieszkaniu, coby nie było, że to jakaś mistyfikacja z tą obecnością lokatorów... Obsesja normalnie. I silne stany lękowe. Niedobrze.

Ponadto wymyśliłam dość ciekawą nazwę swojej (nie)skromnej osoby. Otóż można mnie przyrównać do konia na biegunach. Koń na biegunach, jak uczy natura, bieguny ma dwa i takoż mam ja. Czy zatem Baśka, Gniada bądź inna Kara to dobry nick na chaderskim forum? A może po prostu konik_na_biegunach? Czy lepszy będzie miś_bipolarny?

Ach, no i sygnaturkę wymyśliłam fajną. "My name's K. I'm an Internet addict and I never sober" :) Normalnie ją sobie wmontuję...

Panią Wandę zapewniam, że kciuki w ruchu dopóki się nie dowiemy, że córka rozsypała się szczęśliwie :) To do N. pani psycholog. I wybaczam brak opinii na portierni, w takim dniu można zgłupieć dokumentnie, a co dopiero pamięć stracić.

Dzisiaj...hm....wczoraj raczej, w każdym razie w piątek moje młodsze dziecko miało regularnego doła. Przyszła (a raczej przywlokła swoje pulchne truchełko) do naszego łóżka, naciągnęła sobie koc po uszy i zaczęła wyć takim przeciągłym "buuuuuuu" tuląc kota. Po pół godzinie zabiegów uznała, że wystarczy i zmieniła zachowanie na nieco podobniejsze do normalnego. A w środku niniejszej nocy (dokładnie o 00.20) uznała, że jest wyspana i więcej snu nie potrzebuje, więc usiadła w łóżku, rękami (!!!) wykręciła śrubkę kotu i wymontowała baterie (jak???), zawołała na mnie "mamoooo" (co w jej języku oznacza "ratunku" na ogół, rzadziej istotnie mnie), wiedziałam, że coś się święci. Dowiedziałam się tyle: "jjjjjał, nie ma" a podejrzana dzierży w dłoniach truchło interaktywnego kociaka koloru czarnego... No, jak nie ma jjjjał jak masz go w rękach. Córka zmieniła ton: "Koooo nie ma". No właśnie koooo jest, kochanie. No popatrz. I celem oświecenia starej matki dzieciątko klepnęło łapką w rozkręconą pokrywkę - trzymaczkę baterii. I wszystko stało się jasne. Mała skończy technikum elektryczne i będzie śpiewać o padaniu na kolana (sorry, Piotrek, że się z twojego hitu śmieję), buhahaha.

A do śpiewania i do tańca ma "coś". Jeszcze nie wiem co, może się to równie dobrze falstartem nazywać, ale tańczy zarąbiście, z całym drygiem, szykiem, gracją i nieodpartym urokiem. Co jeden dzidziuś w pampersie potrafi zrobić w trakcie jednej piosenki, to trzeba widzieć. I w życiu nie potrafiłam tak kręcić zapampersionym tyłeczkiem :) i fajnie falować łapkami. A jak śpiewa, to z reguły wiem co... Ostatnio na tapecie są 3 utwory: Hej, Sokoły; Mamo, Mamo... (Arki Noego - ojjjjj) i "Je't Aime" (taka sapiąco-dysząca pioseneczka, może ktoś poza mną pamięta). Kiedyś stworzyliśmy sobie rozrywkową wersję w/w utworu z tekstem "Żółwie, znów widzę żółwia/ On ucieka/ No bo/ Nogi/ Ma..." i ten kawałek T. katuje niemiłosiernie tekstowo, natomiast melodycznie całkiem znośnie. Moje uszy nie cierpią, czego nie mogę powiedzieć o śpiewie N. Biedactwo z uszkami rozdeptanymi przez słonia... I niesamowita zdolność przekręcania w.s.z.y.s.t.k.i.c.h. możliwych słów i zwrotów występujących w piosence. Ba, żeby tylko w piosence. Live też tak robi... np. chromka (kromka), piama (piana), piżana (piżama), słonka (słomka). Normalnie głuche dziecko czy jak? Wyszło, że słyszy jak mysz pod miotłą, tylko błędy z nieuwagi popełnia.... Grrrrr...
No i nie pamiętam czy pisałam, 21.01 mam dzwonić na Oddział Dzienny na Litewską. Jako pacjentka psychotyczna (brzmi nieźle), agresywna (woow) i ze skierowaniem na cito (Pani Doktor, pięknie dziękujemy), będzie przyjęta przed feriami a najpóźniej w trakcie ferii.

Śliczna pora - 4:42, zaczynam mieć zwidy i urojenia nt. cieni na ścianie i innych takich, fragmentów przestępców czyhających na moją szybę i zastawiony wprost bogactwami dom... (oby mój, ojjjj). Zakładam, że rozsądnie byłoby położyć się spać, ale zważywszy na fakt, że o 7 muszę wstać... nie wiem, czy to ma w ogóle jakiś sens. Zasadniczo mogę równie dobrze wywiesić pranie, rozpalić w piecu (bo pewnie wygasło) bądź obrać ziemniaki... Ale chyba jednak zafunduję sobie 2 godziny snu. Rano N. kawę zrobi, mam nadzieję :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz