niedziela, 13 listopada 2011

26.12.2009

byty wirtualne

Bywam ostatnio częściej na forach wszelakich, z racji nadmiaru wolnego czasu (święta są, przypomnę niezorientowanym, więc zdarzyło mi się wolne - poza tym trochę chorowałam więc leżałam do góry kołami niemal bezczynnie). Bywam zatem i studiuję wnikliwie zjawisko pt byty wirtualne. Któż to? Są to mniej lub bardziej (ale raczej mniej) realistyczne istoty, egzystujące gdzieś w obrębie cyberprzestrzeni. Byty wirtualne są też interesującym odzwierciedleniem kompleksów własnych ich twórców. Sporo, wbrew pozorom, mówią o osobowości istot ludzkich, które za nimi stoją. Taki przegląd  niewielki popełnię:


- w-i-k-i :) byt wirtualny z ematki. Dziewczę o żałosnej składni, bywające na forum weekendowo. Na każdym kroku podkreśla fakt mieszkania w USA, pisze że jest prawniczką. Zasłynęła z garsonek, szpilek i długich paznokci na placu zabaw. Podkreśla luksus i przepych w jakim żyje. Wreszcie demaskuje się pytaniem o kosmetyk, który... nie istnieje. W ferworze walki i pokonywania przeciwniczek obelgami typu "mieszkanki bloków z wielkiej płyty" popełnia szereg ohydnych błędów ortograficznych. Ergo: w-i-k-i zapewne jest odmianą tipsiary, po ZSZ o profilu handlowym (strzelam :D) z aspiracjami wyższymi niż szara rzeczywistość. Ot, dziewczęciu się noga powinęła. A tak ładnie różowa bajeczka szła...

- triss_merigold6 byt wirtualny z ematki. Kreuje się na asertywną feministkę, kobietę sukcesu, mocno zakotwiczoną nogami na ziemi. Spomiędzy wierszy w postach przebija obraz kobiety skrzywdzonej mocno w życiu, sztuczną pewnością siebie nadrabiającej braki w samoocenie, usiłującej rozpaczliwie braki owe załatać sukcesami zawodowymi (uczelnia tudzież inny podobny twór z kręgu budżetówki), dziecko szt 1, małżeństwa nieudane szt 2, obecny przydupas szt 1 odbity na bezczela jakiejś kobicie ('sam chciał', ale oczywiście gdyby ktoś próbował obecnego odbić, to biada.. ojjj biada.. bo to nie tyle jego wola, co parol podłej odbijaczki z pewnością). Podkreśla ukończenie dwóch kierunków studiów, fakt niezwykle rozrywkowego życia we wczesnej młodości oraz szpanuje "ustatkowaniem" obecnym. I jak na intelektualistkę przystało posiada.... upssss, nie, jednak nie posiada żadnych hobby. Żadnych poza drzemką oraz obkładaniem zadu błotem w SPA (motyw SPA przewija się w piśmiennictwie tego bytu dość często - jako miara pojemności portfela, stopnia wyzwolenia innej foremki, tolerancji i hojności jej faceta etc.) I tak feministka w kwestii podziału ról w rodzinie wyznaje poglądy nie odbiegające od tradycyjnych: gotuje, bo umie, bo wcześniej przychodzi (tiaaaa.... bo zupa była za słona :P); facet musi dobrze zarabiać (i równouprawnienie idzie się wieszać na suchej gałęzi), bo jeśli nie to.... następny proszę ;). Dualizm poglądów uderza, zwłaszcza jeśli się sztukę epistolarną bytu via forum prześledzi w perspektywie długofalowej. Oczywiście byt uwielbia zapamiętywać słabe punkty innych - i doładowuje sobie akumulatory raz na jakiś czas wywlekając je publicznie tudzież używając jako argumentów w dyskusji. To wyrachowanie i okrutność nazywa uroczo "asertywnością", co wskazuje na fakt, iż istocie stojącej za bytem umiejętności interpersonalnych brakuje całkowicie, za to jest spora tęsknota do prawidłowych relacji.... stawiam na dziecko z rodziny dysfunkcyjnej.

- totorot, byt z emagla. Słodka gdzieniegdzie, w pewnym momencie nagle "przekręca się" i w jednej linijce "Bóg" i "qrva" (w pisowni prawidłowej, u mnie tylko zamienik) nie gryzą się ze sobą w jej postach. Boi się cudzych gwałtownych emocji i gdy wyczuje jakiekolwiek, reaguje agresją (DDA?) W sytuacji konfrontacji bluźni przeokrutnie, brak jej rzeczowych argumentów, nagminnie używa słowa "żenada" i przekonuje zamiast o słuszności racji, o wyższości własnej osoby... Przyciśnięta i zmuszona do rzeczowej rozmowy, wytraca na prędkości a wobec zakomunikowania jej wprost, asertywnie i bez agresji swojego zdania na jej temat, na powrót staje się słodka. Niekiedy rzuca enigmatyczne komentarze nt swojego dzieciństwa. Wydaje się kipieć jakąś nieuzewnętrznioną wściekłością i równie silnym przekonaniem, że jej i tylko jej teorie są najmądrzejsze, najwłaściwsze, prawdziwe i słuszne. Stąd agresja w momencie obalenia tych teorii.... trochę rodem z piaskownicy. Brak dystansu do własnej osoby. Tak, teraz jestem pewna na bank. DDA.

- w_miarę_normalna, też z emagla. Byt opisujący krwawe koleje swego losu z niejakim K. który miał dziś dobry dzień bo jej nie kopnął. Ma z nim dziecko - reagujące jak typowe dziecko z rodziny w której jest przemoc, i typowe dziecko matki niewydolnej wychowawczo. Pomimo wszelkich rad udzielanych jej gdy o to prosiła, robi swoje, żyje z K. i nadal cieszy się z każdego dnia bez kopa....

- dość podobny typ to ciociacesia. Ta posunęła się do wyrzucenia chłopa z domu (chwała Panu). Cóż z tego, skoro ciągle o nim myśli, jak nie myśli to dzwoni, jak nie dzwoni to odwiedza (to się nazywa "dla dobra dziecka"). Uzależniła się od konkretnego typu faceta, w momencie uświadomienia jej tego faktu poszła na randkę.... z kopią swojego byłego. I zaczęła uruchamiać łańcuch standardowych reakcji. Z chwilą wylania wiadra pomyj (wirtualnych) na  głowę na tę okoliczność przez przytomne foremki, byt zaprzestał opisywania swojego życia uczuciowego.

Czytali Państwo charakterystykę bytów wirtualnych, które mają umiejętność zirytowania mnie w świecie pozawirtualnym ;-)

Marzenia

Znów o forum, czytelnik wybaczy, ale taką mam ostatnio inspirację.
Tym razem forum czubowe, czyli ChAD :) 

Niedawno rozkręcił się tam wątek... w zasadzie nieistotne o czym... sporo wtrętów off-topic było. I o nich chciałam, a właściwie o jednym. Otóż był off-topic o marzeniach. 

Wyczytałam z najgłębszym zdziwieniem, że ludeczkowie marzą o tym, żeby obudzić się któregoś dnia, wolnym od diagnozy z "efem", czyli - de facto - o niebieskich migdałach marzą. Żyją marzeniami ściętej głowy. Tak się da żyć? Zdechłabym z frustracji wobec niespełnienia marzeń....

Pożytek z tego wtrętu był wszakże jeden. Przeanalizowałam swój stosunek do marzeń. I zaobserwowałam rzecz ciekawą: jeżeli jakaś kwestia nie ma możliwości realizacji w bliższej lub dalszej przyszłości, nie uwzględniam jej w marzeniach. Moje marzenia - wszystkie - mają więcej niż 70% szans na stanie się planami, a potem faktami.

Dodatkowo ustaliłam, że jestem stworzeniem przyziemnym i nieskomplikowanym. To na podstawie analizy marzeń. Marzę o mieszkaniu, samochodzie (bo mi się we znaki pięcioletni brak auta daje...), dzieciach - że skończą szkoły i wyrosną na ludzi, pracy - że dostanę kontrakt na 1,5 roku współpracy, o który ostatnio walczę, zdrowiu - że sobie drugą stronę zatok FESSem oblecę w 2010. A ChAD? Ludzie mają większe problemy w życiu... bez przesady. Nie ma sobie czym głowy zawracać. Odpowiednie planowanie, odpowiednia logistyka - i wszystko pod kontrolą.

Spełnienia marzeń wszystkim!


Moje dzieci


Moje normalne nie są.

Duża śpiewa ostatnio Gaudeamus Igitur - nauczyła się 2 strof na pamięć.
Gaudeamus Igitur brzmi tak:

Mała się pięknie bawi - ostatnio w śmierć. "Ojej, ten ptaszek umarł" - woła nagarniając foremkę-kaczuszkę na łopatkę - "muszę go pochować!". - Taaaak? Umarł? - pytam. - Umarł. - Uhm. A co to znaczy? - drążę. - Że umarł i nie żyje. - odpowiada rezolutna 3-latka. Dalej mówi o tym, że nie wie czy ktoś obudzi umarłego ptaszka i że jak umrze to już się nie można z nim bawić. Jednocześnie wystraszona śmiercią nie jest. Ot, poznała jeszcze jeden stan. Przeciwieństwo życia.

Z danych bieżących: będziemy mieli kablówkę - nie wiem, czy się cieszyć (AXN Crime) czy płakać (Disney Channel i Nickelodeon). 
Z danych bieżących 2: Natalia stwierdziła dziś, że "przecież ona coś mówiła o filmach takich jak Avatar i inne. No a my to co robimy?" (w sensie, że wymyśliła że nie wolno nam tego oglądać i uznała to za zakaz postawiony całej rodzinie; przyleciała ok 23.30 wykłócać się, że zakaz nie jest egzekwowany a starzy w ogóle sobie gwiżdżą na jej zakazy...). Stąd moje pytanie: czy to jest element myślenia wielkościowego, czy znowu ktoś wyskoczy z tekstem, że z pewnością błąd wychowawczy bo zapewne pozwalamy dziecku na wszystko...? Szczerze mówiąc jedyną barierą, która mnie powstrzymuje od 3ciego sezonu poszukiwań Sensownego Psychiatry Dziecięcego jest konieczność odpowiadania na durne zarzuty. Pytań durnymi nie nazywam. Na pytania odpowiem: tak, nie, robię to, to i jeszcze tamto. Na zarzuty nie mam siły odpowiadać... nie wyobrażam sobie, że ktoś kto mnie widzi po raz pierwszy może wiedzieć, jak pracuję z dzieckiem 8 lat i może mi "na dzień dobry" opowiedzieć o moich błędach wychowawczych. A jeśli miałoby to wyglądać tak, jak 2 lata temu na oddziale... to ja się zupełnie wymiksowuję z leczenia Dużej. Serio. W zasadzie my sobie radzimy. A skoro Świat Nauki ma w dupie to czy dziecko sobie ze sobą radzi, albo czy radzi sobie ze sobą tak jak mogłoby (np. underachievement itp.) tudzież jak powinno biorąc pod uwagę możliwości intelektualne na przykład, to dlaczego ja mam walczyć z wiatrakami? Te wiatraki nam nie pomogą, są zbyt mocno zaimpregnowane...

1 komentarz:

  1. Rozbawiłaś mnie ogromnie z tymi bytami :)
    Coraz cudaczniejsze krążą po sieci :)

    OdpowiedzUsuń