poniedziałek, 7 listopada 2011

Intro (mocno sprzed lat)

Jestem niemal zwyczajnym człowiekiem. Młodą kobieta jakich tysiące pałęta się po świecie. Kończę studia na kierunku filologia angielska, piszę nieprzeciętną pracę licencjacką na temat historycznych podstaw uchwalenia Konstytucji USA i jej postanowień, otrzymuję stypendium naukowe, więc chyba nie idzie mi to najgorzej. Poza tym pracuję jako anglista w trzech wiejskich szkołach. Bardzo kocham moją pracę i moich uczniów. Każda lekcja jest przygodą, spacerem z celem, którym jest nauczenie ich czegoś nowego. Całe życie fascynowało mnie wszczepianie wiedzy w młode umysły i teraz z satyfakcją (zazwyczaj) to robię. A oni są cudowni. Chcą działać, chcą się uczyć i to nie tylko na lekcjach. Prowadzę w gimnazjum 40-osobowy chór mieszany, który już na starcie odniósł sukces na jakimś powiatowym przeglądzie pioesnki polskiej. Robimy teraz wspólnie English Song Festival, już drugi, pierwszy wyszedł nienajgorzej, więc drugi będzie większy - powiatowy. Jeśli chodzi o uczenie, mam ku temu okazję nie tylko w pracy, ponieważ mam blisko dwuletnią córeczkę, Natalkę, małego geniusza, a zarazem typowego dwulatka. Od kilku dni chodzi do przedszkola, całkiem nieźle jej to wychodzi, zero łez czy histerii - jedna z pań stała się idolką Natalci, poza tym lubi swoje koleżanki i zna je z imienia. Mam też męża, więc nie wychowuję jej sama. Małżeństwo... Ach, wielka miłość, trochę rozsądku, wspólne plany, mnóstwo rozmów - dziwne że nie odpadły nam języki, ślub, potem wariacki seks, codzienność, obowiązki i ciągle miłość. Niby ta sama, ale z inną twarzą każdego dnia. Zmienia się tak jak my. I w tym momencie taki pamiętnik staje się nudny. Robi się kupą przechwałek zarozumialca, a nie o to przecież mi chodzi. Napisałam ze jestem niemal zwyczajna. Od większosci różni mnie to, co przytrafiło mi się w pewnym momencie życia. Nazywa się okropnie i zupełnie stosownie do sprawianego bólu i spustoszenia: psychoza maniakalno - depresyjna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz