piątek, 11 listopada 2011

10.01.2007 Kury domowej żywota ciąg dalszy...

Nie wyrabiam już! Nie mam czasu, żeby myśleć, nie mam czasu, żeby chorować, więc tym bardziej nie mam czasu na chore myśli. Po pierwszym dniu chylę czoła przed przodowniczkami pracy (tj. kobietami) i nielicznymi przodownikami pracy (tj. mężczyznami typu domowy kur). Czuję się jak po pracach katorżniczych i informuję wszem i wobec że było mi w poprzednim systemie o wiele lepiej. Małż po całodziennej orce też padnięty jak trup.

Dziś podobny dzień, z taką różnicą, że rano byłam na zajęciach, więc umęczona jestem podwójnie...

Okazuje się, że T. ciężko przeżywa odstawienie od tatusinego cycka. Szarpie się ze mną, nie chce jeść, nie chce spać, w nocy krzyczała kilka razy przez sen... Ja chyba też jeszcze nie do końca ją wyczuwam, nie jarzę o co chodzi, z którym rodzajem płaczu. Dzisiaj mnie N. wspomogła, bo wywrzeszczała mi do ucha "Mamo, ona jest śpiąca, śpiąca, śpiąca!!!". Teraz T. ululałam, więc mam chwilę ciszy i spokoju. N. w łazience dywaguje na temat nieuzasadnionego używania brzydkich słów, w domu ogólny rozgardiasz, bo dzisiaj wyluzowałam. I tylko spać mi się chce okrutnie... Być może jakieś sensowniejsze przemyślenia przyjdą mi do głowy po drzemce. Aaaaa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz