piątek, 11 listopada 2011

19.01.2007

Czy ktoś może jest w stanie zdefiniować oba terminy i podać kryteria podziału populacji na normalnych i nienormalnych? Co nazywamy normalnością? Dlaczego to, co niegdyś było nienormalne i niedopuszczalne, w tej chwili jest w pełni akceptowane lub, co gorsza, trendy? Dlaczego o jednych mówi się 'wariaci', o innych zaś 'ekscentrycy', choć osoby te zachowują się identycznie, różnią zaś pojemnością portfela? Moje całe jestestwo buntuje się przeciwko takiemu podziałowi, chociażby dlatego, że odziedziczyłam tzw. ubóstwo genetyczne i zawsze będę tylko wariatem, nigdy zaś ekscentrykiem. Nie czuję się wariatem. Nie czuję się nienormalna. A powinnam? Zastanawiam się, dlaczego nie istnieje podobna klasyfikacja nijak nie powiązana z koneksjami, zasobami itepe, natomiast mająca ścisły związek z autentycznymi możliwościami intelektualnymi danej osoby? Jak wypadłabym w iście bezstronnej ewaluacji, opartej tylko na posiadanym IQ, kreatywności i takich tam? Ech, idealistką jestem... Takie rankingi nie istnieją. Chociaż, swoją drogą, gdyby nawet, to w tym chorym kraju nawet pierwsza pozycja na top liście nie gwarantowałaby mi pracy z pensją pow. 3 tys netto. Bo tu, gdzie rządzą... dobra, mniejsza z tym kto tu rządzi, zakładam, ze Czytelnik orientuje się w bieżącej sytuacji politycznej (miłosiernie zaś nadmienię, iż zgoła nie jest to Królestwo Boże upragnione). Bo tu, zatem, wykorzystuje się pracownika rządząc się wg. zasady 'zarobić jak najwięcej ciągle redukując koszty'. Zasada, nie powiem, z punktu widzenia teorii zarządzania i takich tam, zła nie jest - wręcz przeciwnie, natomiast zastosowanie zupełnie to bani... Otóż w tzw. porządnych firmach, których tutaj mamy jak na lekarstwo (i to homeopatyczne, w najniższym stężeniu, tzw. 'na wiarę') cięcia się robi z kosztów produkcji, luksusów, zbytków i takich tam, a jak firma ma brak płynności to po kieszeni dostaje naczelny. A rzeczywistość w SFP (czyli standardowej firmie polskiej)? Cięcia się robi z pracowników (czytaj: wycisnąć jak cytrynkę i niech dopłacają kłaniając się uprzejmie, że się im pozwala pracować), a kiedy firma ma problemy z płynnością, po tyłkach dostaje najniższy szczebel, a co. Naczelny zmarłby przecież podróżując niższą klasą w samolocie...
Wniosek z dnia dzisiejszego: moje kwalifikacje istotnie są zbyt wysokie dla SFP. Albo rozkręcę własny biznes albo zdechnę jak pies pod płotem. I jeszcze jedno: nie jestem z gatunku "Młodzi, Zdolni, Atrakcyjni", więc nie zjadam innych. Zostanę zatem zjedzona. Wszystkim konsumentom życzę smacznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz